poniedziałek, 2 listopada 2009

Rockowy bełt czyli pare słów o Yes i U2

Podobno był koncert Yes w Spodku, 40 jubileusz, mój ulubiony zespół kiedys jeden z ulubionych teraz. Miałem jechać nań , niby bez Jona Andersona a podobnie brzmiącego Benoit niby bez Ricka a z Oliverem Wakemanem ale zawsze to wciąż Yes i Steve Howe. Obok koncertu King Crimson i Petera Gabriela to był najbardziej oczekiwany koncert od lat. Co prawda byłem na 35lecie ale jak tu nie jechać na 40 lecie. Długo nad tym myslałem dorobiłem sobie historyjke i ot co mi wyszło
Jak to mawiają parę historycznych faktów Yes w związku z nadchodzącym 40 leciem chcą wyruszyć w trasę. Niestety Jon Anderson ma niesprecyzowana chorobę układu oddechowego i lekarze zalecają mu 6-miesięczna przerwę. Z całego składu Yes bodajże tylko Chris Squire dzwoni by dowiedzieć się jak zdrówko. Obrażony Anderson zaczyna czuć się niedoceniany i niekochany przez resztę zespołu, który chce sobie pokoncertować. Mimo 6 miesięcznego opóźnienia Yes postanawia poczekać z 40 jubileuszem ale(tu zaczyna sie najlepsze) urządza casting na nowego wokalistę. Casting polega na tym że cover bandy przysyłają swoje próbki i stąd bierze sie Benoit David grający całe życie w Yes cover bandzie - swoja drogą wygląda i śpiewa jak Jon z tą różnicą że Jonem nie jest. Biorąc pod uwagę status każdego z muzyków Yes -
Howe - Asia, mega wirtuoz gitary, m.in. solo do Innuendo Queen
Wakeman - jedne z lepszych klawiszy w historii rocka
Squire - twarz i nazwa Yes
White - najsłabszy z nich wszystkich- swoją drogą kilkanaście lat temu jak Buford przechodził z Yes do King Crimson to mówił ze głównym powodem odejścia jest chęć grania czegoś bardziej zaawansowanego technicznie
Anderson - Vangelis i Yes
Biorąc pod uwagę wiek, ego i to że Jon Anderson jest twarzą Yes naprawdę trudno się nie dziwić że Jon poczuł się urażony że zastępuje go koleś z cover bandu a nie jakiś inny doświadczony wokalisty z szeroko pojętej sceny rockowej.
Warto wspomnieć że Jon powiedział że nie życzy sobie by koncertowali bez niego pod jego nieobecność spowodowaną chorobą na co Squire i Howe ' nazwa i prawa do Yes nie należą do Ciebie, to jedno a my się teraz rozgrzejemy na paru koncertach w Ameryce ty się wykurujesz to pojeździmy z jubileuszową imprezą'. Jon 'Krzyż na drogę'.
Wszystko było by fajnie gdyby tylko później sie nie okazało ze Jon Anderson koncertował sam po Europie i się nie okazało że koncert jest w Spodku nie w Kongresowej. To mi zwyczajnie wystarczyło i stwierdziłem że nie ma co psuć se wspomnień sprzed paru lat jak chłopaki mają ochotę odbębnić koncert w Katowicach.

Słuchając najnowszą płytę U2 mam wrażenie że Bono to nie tylko the biggest shit on planet earth(patrz South Park) ale też największy narcyz. Stopień ukochania swojego głosu w ''Go crazy....crazy tonite'' czy też tandetna wstawka na wejście w ''Magnificient'' daje dużo do myślenia. U2 ogólnie zostali sami na scenie rockowej, docieriają swoimi hitami prawie do wszystkich, całkiem się zMTVizowali i po 2000 roku - Beautiful day czy Elevation - naprawdę znakomite piosenki stali się ofiara własnej popularności i ich najnowsza płyta brzmi jakby była wyprodukowana przez producenta Ich troje. Bono jak widać przez te wszystkie lata mocno zazdrościł popularności kolegom z branży i teraz jak widać bierze ile wlezie. Zresztą można było to wszystko przewidzieć zaraz po tym jak nagrali piosenkę z Mary J Blige, brakuje tylko by Bono albo nagrał solowa płytę ale jak pokazała historia jest zwyczajnie za mało twórczy by to zrobić i takie publiczne ośmieszenie raczej nie nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz