Na miejscu miałem się spotkać z 3 kolesiami z którymi to wyruszyłem do Londynu- zapaleńcy z Husarii Szczecin, ale jak wysiadłem na stacji to wiedziałem że zlokalizowanie ich będzie możliwe dopiero na stadionie gdzie mieliśmy wspólne miejsca.
Na wejściu stragany z pamiątkami- mega tandeta poza Jerseyami, których nigdy nie nosze albo nosze sporadycznie więc wydawanie 45-130 funtów wydało mi się bezsensowne. Jedyny fajny TShirt - Patriots SuperBowl Champs 2004. Nienawidziłem ich wtedy, uwielbiam ich teraz. Poza tym kto kupuje przeterminowana koszulkę o 5 lat, w końcu Patriots maja wygrać teraz, zła Karma poszedłem dalej.
Pod stadionem tailgate party - jak to mówią wjazd za free - koncert, Coors lite i znów pyszniutkie angielskie kiełbaski, namiot z pamiatkami NFC namiot z AFC, namiot z Hall of Fame - było te ichnie trofeum, ubranko Bradyego i czyjeś buty.
Co by tam nie było to najfajniejsze było jak jakiś lebiegowaty Angol wyjebał się na pysk na prawie płaskiej drodze i zdarł se pół twarzy - rozumiem że 4 tysiące lat temu przestaliśmy polować i biegać po lasach ale to nie powód by zapomnieć od czego ma się ręce. Nie ma nic lepszego niż nabijanie się z czyjegoś nieszczęścia - przynajmniej dla mnie.
15:40. Jak na Angoli przystało mecz zaczyna się 5 o'clock. Pierdolone fajwokloki jak to mawiają.
Trzeba wejść, zobaczyć rozgrzewkę, nie przyjechałem pić piwo tylko zobaczyć jak się gra w futbol.
Miejsce wzdłuż boiska choć liczyłem na miejsce za bramką. Rząd tysiąc 500 sto 900. Dość wysoko, wchodzę po schodach, zaczynają bić mi brawo. Nie jednak nie mi. 12 wbiega na boisko z Hoyerem. Angielskie Go Tommy ! Nienawidze Angoli i ich akcentu.
Jak na moją studencką kieszeń - przelot , hotel 3 noce, bilet, metro , żarcie i zwiedzanie trochę drogo - ale jest Tommy, jest jak na reklamie - bezcenne. Flagi Tampy na każdym siedzonku w końcu Boston gra na wyjeździe. Wbiega Moss, Welker jest dobrze kto miał być jest. Jest Williams z Tampy i to by było na tyle z tych co kojarze.
Zresztą jak spotkaliśmy dużych grubych białych i atletycznych murzynów pod Buckingham Palace to wiedzieliśmy że są z Tampy tylko za bardzo nie wiedzieliśmy kto to. Ledwie co mieli najlepszą defensywe w 2002, ledwie co ich oglądałem ich w klasyku z Colts w 2003(jak dla mnie mecz decydujący o losach drużyny- pamiętny come back Peytona) a teraz grają no namesami. Dobrze że w NFL się szybko wszystko zmienia oczywiście poza Detroit.
Bill Belichick- obecny, chciałem kupić książke Halberstama bo niby w UK tak te NFL popularne ale Waterstones po raz kolejny mnie zawiódł. Waterstones to mega lipa, dużo miejsca, dużo półek dużo europejskiej literatury, kiepskie edycje lipne ceny - nie polecam. W Amsterdamie zresztą sie już o tym przekonałem ale myślałem że na angielskiej ziemi to będzie wyglądało trochę inaczej. Myliłem sie. American bookstore to jest księgarnia i cokolwiek tylko nie Waterstones.
Mały koncercik - fajny energiczny radiowy hicior zagrali nie znam nie pamiętam, Toni Braxton - Amerykański hymn, jakaś laska - God save the Queen i jedziemy.
Mecz...hmm, trochę bez historii. Szybkie INT zabiło morale Bucs, beznadziejny O-line, Freeman albo sackowany albo mu przeszkadzali, Williams troche pobiegał ale to nie RB klasy Ronniego Browna czy Petersona. Swoja droga polecam najnowszy czołg- model Ray Rice wyprodukowany w Baltimore - mecz z Vikes.
żeby było mało 2 INT w pierwszej kwarcie i Freeman już nie potrafił podać, kibice liczyli ze wejdzie Leftwich ale nic z tego, WRki (jak to mawiają Husarzy) Bucs, nie potrafili nic zagrać i nic zrobić do tego Freeman wygląda na 15 lat i biorąc wszystkie te czynniki pod uwagę, lipna O line, brak go-to WR to nie ma się co dziwić ze maja 0-6. Zdobywanie 1st down przychodziło naprawde z wielkim trudem.
Z drugiej strony Wes Welker all the way, returnowal, łapał - Patriots bez Welkera nie maja szans na nic. Moss albo był kontuzjowany albo znudzony, obstawiam że jest starszy, kontuzjowany i oszczędza się na ważniejsze mecze, zarówno w meczu jak i w całym sezonie nie zachwycił. Brady trochę za mało dokładny, INT w end zone ??
Najciekawsze było to że widząc całe boisko widzi się akcje zanim akcja nastąpi. W przypadku Patriots było zawsze widać że będzie TD a w przypadku Freemana że będzie INT.
Atmosfera na Wembley troche nijaka, zabrakło zdecydowanie home crowd, zabrakło szalonych fanów i dopingu, zresztą czego oczekiwać po kibicach Redskins, Packers, Giants i pozstałych 32 drużyn NFL. Do tego Wembley to bardziej hala niż stadion, temperatura na trybunach jakieś 20 stopni, zero wiatru, prawie że pełne zadaszenie.
Jak wychodziliśmy stwierdziliśmy w przyszłości meczu w USA, oni najchętniej Giants - Cowboys, ja najchętniej snow game - jak dla mnie ten mecz byłby sto razy bardziej emocjonujący jakby spadł śnieg. Najlepiej chyba grudzień- trwa NBA, NFL, i NCAA- bym zobaczył tydzień Knicks z Heat, Lakers Cavs + mecz Giants + UConn to bym był w 7 niebie.
Co by tu mówić, state of art te Wembley ale wrazie ewakuacji byśmy tam się tam zadeptali. Na Discovery mówili że Coloseum jest tak pomyślane by ewakuować ludzi w 3(10) minut. W 10 minut nie mogłem wyjść ze swojego sektora mimo tego że i tak stadion na koniec był pół pusty.(85 tys na mecz przyszło). Szacowałem że wrócę w 25 minut do domu, trochę się jeździło po świecie na koncerty rockowe do Niemiec więc nie brałem pod uwagę takich problemów. 90 minut poźniej byłem w hotelu. Pierdolone fajwokloki. Wszystko robią inaczej, inaczej jeżdża inaczej mówią po angielsku inaczej jedzą inne mają kurki w kranie innego Opla mają ogólnie są inni. Nienawidzę Angoli , Anglii, Londynu i wszystkiego co z nimi jest związane nawet ich browara- choć puby maja pierwsza klasa.
Podsumowując NFL Expierence 8,5/10 - zabrakło zatwardziałych fanów, NFL game 6/10 - zabrakło pare first downs dla Bucs by uczynić ten mecz naprawdę ciekawym Wembley 10/10 za wykonanie, wygląd estetykę, murawę; 4/10 za polsko-angielskie wykonanie i wymyslenie na wydostanie się z Wembley
0/10 za jedzenie w Anglii - english breakfast - fasolka w sosie pomidorowym, obrzydliwa stęchła kiełbaska, smazonyc pomidor bez skórki, jajko sadzone , tosty i dżem
Londyn - 3/10 - mam taki cel w życiu zwiedzić każda stolice świata i zaczynam od Europy- byłem Amsterdam 10/10, Praga 10/10, Bruksela - 8/10, Berlin 8/10, Koln 9/10(stolica Zachodnich Niemiec), Barcelona 10/10 + parę innych miast w europie mniejszych i większych, biorąc pod uwagę - takie rzeczy jak klimat, places to be, komunikacja, dostępność , ceny, jedzenie i pogodę - Londyn jest głośny, przeludniony, zatłoczony, jest niby europejski i młodzieżowy ale tylko niby, nie ma klimatu, ma lipną pogodę, lipne żarcie i poza fajnymi parkami - Regent, Green i Hyde to ciągle czułem się zmęczony , zagrożony, stłumiony i zagłuszony. 5 lat temu jak wracałem z pracy i płyneliśmy z kolegą promem - pomachalismy i powiedzieliśmy sobie nigdy więcej, nie wiem co teraz bedzie musiało przypłynać/przylecieć do Anglii żebym tam zawitał. Nigdy nie mów nigdy ale ja jak narazie mówię nigdy więcej Londynowi i UK. Nic mnie tam dobrego nie spotkało i nic dobrego mnie raczej tam nie spotka. Fuck UK !
PS. zapomniałbym - klejnoty królewskie - jedyna rzecz warta polecenia w Londynie.